wtorek, 28 grudnia 2010

W tym roku musiałam być bardzo grzeczna. Chyba dlatego Mikołaj przyniósł mi wiele prezentów.
Głównie płyty i książki. Jedna z nich jest szczególna, przeniosła mnie bowiem w czasie.Obeszło się bez psychoterapii, hipnozy, wystarczyły "Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci".
I tak przypomiałam sobie czasy mojego dzieciństwa. Głównie szkołę podstawową wraz z granatowym fartuszkiem i tarczą przyszytą do rękawa, z apelem szkolnym ciągnącym się niemiłosiernie,skajowym tornistrem pełnym brudno-bladoniebieskich zeszytów beznadziejnej jakości.Pamiętam jak marzyłam o kolorowym piórniku chińskim. Moje marzenia się spełniły i Mikołaj na gwiazdkę przyniósł mi nawet dwa, ale musiłam być grzeczna!!( zupełnie jak dziś).Pamiętam pachnące białe gumki do ścierania z naklejką na środku, wyrób prawdziwie chiński. Brat jednej z moich koleżanek zjadł taką gumkę, kiedy ją po raz pierwszy zobaczył.Przypomniałam sobie zmorę przemysłu obuwniczego, czyli juniorki, niewygodne , twarde buty niezwykłej urody. Nosiła je cała szkoła. Pamiętam jak na przerwie biegało się do pobliskiego sklepu Społem i kupowało ćwiartkę chleba oraz oranżdkę w proszku, to taka prekursorka Zozoli- musujących cukierków.
Wiele tych i innych wspomnień ożyło podczas lektury "Zielonych pomarańczy". Cieszę się,że ktoś wpadł na pomysł, by utrwalić tamten swiat widziany oczami dziecka, swiat trudny, bury, szary ale nie pozbawiony swoistego uroku. Gdy czytam i opowiadam o czasach swojego dzieciństwa , mój syn otwiera oczy ze zdumienia i nie do końca rozumie, co do niego mówię a przecież to nie są czasy prehistoryczne. A może się mylę? Widocznie dla niego są..
Dobrze,że świat się zmienił, choć myślę,że nie tak bardzo jakby sie mogło wydawać, ale smak zielonych pomarańczy, czy ( jak dla mnie) bananów, zostanie zawsze wzruszającym wpomnieniem..


A.Górnicka-Boratyńska "Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci"

sobota, 25 grudnia 2010

Kochani, życzę Wam w te Święta miłości, miłości, miłości,
zdrowia i świętego spokoju..

środa, 15 grudnia 2010

A jednak , życie potrafi zaskoczyć..
W sobotę udało nam się wyjechać
do Kazimierza na festyn przedświąteczny.
Po porannym wylegiwaniu się w łóżku,
podjęliśmy szybką decyzję- jedziemy.
Dzieci odsprzedaliśmy dziadkom.
Wzięliśmy ze sobą znajomych
i ruszyliśmy w drogę.
Było fantastycznie relaksacyjnie.
Po zrobieniu zapasów serów korycińskich i przepysznych jogurtów
z Mlecznej Drogi , odwiedzeniu ulubionych galeryjek,
udaliśmy się na obiad do Sarzyńskich.
A żeby już nam w ogóle było dobrze
zalegliśmy w Faktorii .
Pycha kawa i placek z borówkami z żytniej mąki
to własnie to, co małe misie lubią najbardziej.
Bez pośpiechu, wewnętrznego przymusu,
w atmosferze ogólnej radości, dobrego nastroju, spontanicznej zabawy,
przetrwoniliśmy czas do wieczora.
Kazimierz żegnał nas lekko prószącym śniegiem
ale daliśmy radę wrócić do domu bezpiecznie.

Miły dzień, dobry czas...
Lubię takie podarki od życia.

środa, 17 listopada 2010

Dopełniło się. Nadszedł ten dzień, w którym dostałam sms
Witaj w klubie kobiet dojrzałych...
Zostałam mile zaskoczona, moi znajomi pamiętali .
Nawet mąż he, he...
Od poniedziałku nucę pod nosem, podśpiewuję, a jak
jestem sama to się wydzieram na całe gardło.
Śpiewam
takie tam różne kawałki "z młodości" i nie tylko.
W nową dekadę weszłam więc śpiewająco.
Ale może przezornie powinnam przygotować sobie
ciepły kubraczek, majtki z golfem i wyrobić
kartę stałego pacjenta w jakiej dobrej przychodni?
Tak na wszelki wypadek, na zaś, żeby życie mnie nie zaskoczyło..

niedziela, 31 października 2010

Taki dzień jak dziś nie trafia się często. Zostałam sama.
Mąż wziął dzieci i wyjechał do rodziny.( Chwała mu za to!)
A ja..niespiesznie się snuję po domu, zaglądam w różne dawno
nieodwiedzane miejsca, patrzę przez okna na
słoneczny ogród, który powoli zamiera.Nicuję własne myśli.
Robię plany na cały miesiąc. To wyjątkowy czas dla nas.
Miesiąc urodzinowy. Zaczyna H. jutro z samego rana.
Potem K. , ja na koncu ale w tym roku ma być wyjątkowo uroczyście
bo okrągłe, czterdzieste . Mówią ,że to graniczne, że potem
wszystko się zmienia. Nie sądzę.

Myślę jak pogodzić te wszystkie uroczystości.
To nawet przyjemne rozważania, przy kawie, muzyce.
Nikt nie przeszkadza, nic nie chce, nie trzeba rozsądzać kto winien a kto nie..
Dawno tak nie miałam.. chwilo trwaj!

piątek, 15 października 2010

"Daj mi, Panie, rozpoznanie,
czy ja z dobrych, czy ze złych
czy to twoje jest rozdanie,
czy mam karty w rękach swych"


Deus ex machina.A Osiecka



Od czasu do czasu snuję refleksje na temat przeznaczenia, przypadku, zbiegu okoliczności w życiu. Jaki mam wpływ na to , co mnie spotyka. Chciałabym miec duży ale czy tak jest w rzeczywistości.? Czy moje wybory zależą tylko ode mnie?Czy to ,że własnie w tej , a nie w innej chwili, znalazłam się tu czy tam, i wpłynęło to znacząco na ciąg dalszy, to przypadek czy przeznaczenie? Czy walczyć? Czy dać się nieść nurtowi? Zwykle walczę ale czy to ma sens i w jakim zakresie? Gdzie jest granica między moją a Jego sprawczością? Czy warto czasami odpuścić, czy może nigdy..?Kiedy zachować dystans , a kiedy angażować się bez reszty?

Tak sobie myślę, dużo pytań i brak jednoznacznych odpowiedzi.
Może się wezmę za jakąś pożyteczną robotę, to mi przejdzie?

piątek, 1 października 2010

Za dużo myśli, za dużo słów..
Gdzie ja to pomieszczę?


" ...wariatka,ech
Przed losem nie klęka"

A. Osiecka

piątek, 17 września 2010

Życie znów przyspieszyło.
Miotam się pomiędzy pracą, szkołą i przedszkolem.
Nie wspomnę o zajęciach dodatkowych, codziennie mamy coś.
Dziesiątki bardziej i mniej potrzebnych czynności zapełniają
kolejne dni września. Pędzę przed siebie...

Pogoda mnie nie rozpieszcza, za szybko zimno i ciemno.
Jedynie nagietki, wrzosy i mimoza pocieszają moje oczy.
Zaczyna się czas otulania, sezon na wieczorne świece i kadzidła.
Zbieram i szykuję książki na ponure dni.

Na dobry początek jesieni wybrałam się do teatru na
"Białą bluzkę". Nie żałowałam ani chwili. Nie jestem obiektywna albowiem
bezwarunkowo lubię Osiecką , Jandę i Umer.
Postanowiłam. Koniec roku ma być teatralny.
To postawi mnie do pionu.

środa, 1 września 2010

Moja Droga A. wyrwała mnie do odpowiedzi.
Pytanie brzmi - co lubię?

Lubię:
-zapach mojego domu w letnie , słoneczne popołudnie
-ciszę nocy, ten moment kiedy wszyscy śpią a ja mam czas dla siebie
-smak swieżo zmielonej i zaparzonej kawy
-odgłosy lasu, szum morza , dźwięk wiosennego deszczu

Czasownikowo rzecz ujmując, najbardziej lubię:

-zrobić coś pożytecznego
-od czasu do czasu zmienić perspektywę
-czytać ,przeglądać, studiować albumy, ksiązki czasopisma, gazety, przepisy
-szperać i znaleźć sobie coś , czego nikt inny nie ma ( nie mówimy o chorobach , rzecz jasna a o ciuchach)
-wyspać sie porządnie
-wycierac się po barach w miłym towarzystwie, czyli pogadać o życiu w ramach kobiecej grupy wsparcia


Mogłabym tak wyliczać do jutra, kto by to wytrzymał, dlatego więc przekazuję pałeczkę dalej- Annie.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Powroty bywają różne , wiem to.

Ja jednak lubię wracać na swoje..
I choć oznacza to zwykle wiele pracy, obowiązków, zadań do wykonania na cito, to lubię.

Wraz z nami, w domu, pojawiło się sporo nowych skarbów wakacyjnych,
muszle, kamienie, badyle, patyczki, a nawet płatki dzikiej róży do herbaty.
Najwięcej jednak przybyło piachu znad morskich plaż. Jest wszechobecny.
Jakoś specjalnie z nim nie walczę. Kojarzy mi sie z wyjazdem, lenistwem, słońcem.
A te wspomnienia chciałabym zachowac jak najdłużej...



Póki co ,jestem pełna wrażeń, kolorów, dzwięków, nowych pomysłow i inspiracji.
W głowie układam już osobisty plan na najbliższe dni. To oczywiscie teoria li tylko bo wiadomo-praca, dzieci, a z nimi nigdy nic nie wiadomo. No, ale gdyby się jednak udało , byłoby dobrze.
Chcieć to móc, ludzie mawiają. Może mają rację? Zobaczymy.

piątek, 30 lipca 2010

Bilans lipca.

Tydzień urlopu już za mną.
Remont pokoju ukończony.
Meble dla nastolatka kupione.
Dwa krzesłka H. pomalowane.
(Uwaga! Maluję wszystko co
podejdzie mi pod rękę.)
Ogórki zrobione.
Dżemy usmażone.
Cukinia zamarynowana.
Być może tez i zmarnowana.
Czas pokaże.
Wszystko poprane, wyprasowane.
Walizki spakowane.
Ja już w bloku startowym bo
nerwy na wykończeniu....
Chęć odmiany - duża.
Potrzeba odpoczynku - wielka.
Tęsknota za morzem - ogromna.

czwartek, 8 lipca 2010

H. stojąc na stołku w drzwiach otwartej lodówki
rozmawia sama ze sobą.
-Co to jest?
-W bziuśku ma źółtko, na wieschu skolupke,
a w ślodku białko?
-Jajo!!!
-Blawo, zgadłaś!
-Naśtepna zagadka.Co to jeśt?
-Jest dlugie, cienkie i ma skólke?
-Palówa!!!
-Blawo! Supel! Zgadlas!!

Wtrąca się matka.
-H. co ty robisz, z kim rozmawiasz???
-A nic mamo, to tylko moje
wymyslone kolezianki.Z nimi sobie lozmawiam.


Tak poza tym ,życie toczy się po swojemu.

Właśnie malujemy pokój dziecka starszego.
"W końcu jestem nastolatkiem!"-mówi.
Więc czas na zmiany.
Postanowiłam,że będzie doroślej.
Farby juz czekaja, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Trochę się boję..
Ale w końcu zawsze można przemalować.

środa, 23 czerwca 2010

Miniony weekend był absolutnie krakowski.
Trzy dni w tym dziwnym , specyficznym, nieodgadnionym mieście,
które darzę miłoscią młodzieńczą.
Trzy dni bez pospiesznych myśli, natrętnych telefonów, niezałatwionych spraw.
Trzy dni i dwie noce, w tym noc teatrów.
Lekko, relaksująco, błogo.
Trzy dni..
Nie chcę nic więcej.

piątek, 11 czerwca 2010

Uff, upał jak smoła tyle, że innego koloru.
W taki dzień, nie pozostaje nic innego, jak
rozłożyć w cieniu swe doskonałe ciało,
( he, he,wybaczcie ten żart, w koncu jest gorąc),
złapac dzban wody z mietą i wlepić wzrok
w coś ,co nie poruszy zbytnio mych zwojów mózgowych.
Mam , znalazłam , czytam.
Książka idealna na taki dzień jak dziś.
Ona- kobieta kontynentalna.
On-rzutki Amerykanin, skąd?
No jak to skąd, z miejsca gdzie
zawsze swieci słońce, a domy kosztują
miliony dolarów, czyli z Los Angeles.
Spotykają się w Londynie i...trach , bum, bach!
Dopadało ich! Czy miłość, czy chemia li tylko?
Oni maja przeświadczenie,ze to na cale życie.
Nie ma co czytac dalej, wiadomo,że się nie uda.
Taki banał do sześcianu.

Przeczytałam jednak do końca , nie lubię
zostawiać książek w połowie, jakie by one nie były.
I uświadomiłam sobie właśnie ,że znam taką parę.
Historia podobna, nadzwyczaj. I równie nieudana.
Taki duszny romans, tyle, że w realnym zyciu.
Ciekawe co by było gdyby...

No tak , czas sjesty dobiegł końca.
Trzeba zamknąc szufladkę ze wspomnieniami,
zebrać ciało z tarasu, wrzucić drugi bieg.
Upał nie upał, obowiązki wzywają.
Wszystko wraca na swoje miejsce.
Książka też.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

H. miała pójść po chorobie do przedszkola, K. miał dziś rano wyjechac na wycieczkę klasową na Mazury.
Rankiem zbudził nas zbolały głos naszego pierwowrodnego- mamo, tato , boli..
Potem już poszło błyskawicznie. Brzuch, głowa, chlust. Z niego rwało zdrowo a w mojej
głowie mysli obijały się jedna o drugą..Co robić? Wiadomo, teraz nie pojedzie, ale może
wieczorem B. zawiózłby go do tego Olsztyna?? Łudziłam się jeszcze, ale nie za długo.
Wszystkie plany wzięły w łeb.

Niby wiem - dziecko równa się brak jakiejkolwiek przewidywalności.
No własnie, niby..
I daję się tak zaskoczyć i złapać w pułapkę.
Ale czy mozna
żyć w ciągłym napięciu ,ze coś się stanie i miec w zanadrzu plan B czy nawet C?

No to tyle chciałam rzec o planowaniu w to słoneczne, poniedziałkowe popołudnie...

piątek, 4 czerwca 2010

Przyszedł czerwiec.
A z nim katar, kaszel i gorączka.
Jednym słowem -chorujemy.

A tak pięknie miało być...

piątek, 28 maja 2010

W związku z tym ,ze dopiero co był Dzień Matki
a juz za chwilę czeka nas Dzień Dziecka, przypomniałam sobie
pewien dialog.

Rozmowa dwóch chłopców, lat 11.
Pierwszy chłopiec - ty wiesz,że taka matka to może nie jeść z...
ze dwa tygodnie? Taka jest twarda...
Drugi chłopiec z podziwem i niedowierzaniem -no..

Myśłałam,ze pęknę ze śmiechu.
No cóż , dzieci w pewnym wieku jeszcze idealizują swoich rodziców.
Ale chwilę potem negują to, co z nimi związane.
Aż w końcu, same stają się rodzicami i poraz kolejny wszystko się zmienia ...

piątek, 21 maja 2010

Sa takie dni kiedy nie dzieje się nic , czas płynie leniwie, robisz co do ciebie należy ,jesteś w ciągu powtarzalnych aktywnosci, zdarzen , mysli.. I nie wiesz czy to wtorek czy czwartek bo każdy dzień podobny do kolejnego, więc codziennie masz wrażenie ,ze jest poniedziałek.
Aż tu nagle nadchodzi taki tydzień , w którym każdy dzień ma swoje imię i nazwisko, i nie sposób je pomylić.I potrafisz odróżnić, nazwać i nawet zapach określić.
I taki jest ten tydzień właśnie . Wiele by o tym pisać...ludzie , wspomnienia, emocje...

We wtorek balowałyśmy z Moją Drogą A. na czterdziestych urodzinach naszej koleżanki! Tak , tak na czterdziestych , taka stara a jeszcze żyje ..Impreza w stylu amerykańskim, czyli surprise!Trzeba było widzieć minę jubilatki, kiedy stado znajomych głośnym okrzykiem przywitało ją, gdy stanęła w drzwiach swojego mieszkania. Do tego radosne sto lat , kwiecie, tort i szampan. Chyba do dziś ma wątpliwosci czy aby zdarzyło się to naprawdę...Ja też.
Dla mnie był to naprawdę fajny czas z ludźmi, z którymi nie spotykam się często.
Kolejne takie chwile mam nadzieję złapać w weekend.
Wyruszamy jutro, bladym świtem, na szwendanie po Kaziemierzu. Bagaże przyszykowane , zakupy zrobione, jeszcze kilka drobiazgow, jakaś książka, laptop. Mam nadzieję,ze dam radę pomieścić te wszystkie emocje, no i że wielka woda nam nie przeszkodzi...
Co za tydzień...

sobota, 8 maja 2010

Ja widze, ty widzis..
To są takie moje obselwacje - mówi H. tnąc przekwitłe tulipany wyciągnięte z wazonu.
To będą takie kfiaty na głowę, do tańca , wieś?
Wiem, wiem ale zaraz sobie utniesz nos tymi nożyczkami- mówię.
Na co H. - Nie , nie mamusiu , ja tylko myśle...

A ja myślę,że jestem w niedoczasie.
Jutro K. ma imieniny i nawiedzi nas tabun młodych ludzi płci obojga.
Jestem w lesie a nawet dalej..
Co prawda zakupy częsciowo zrobione, ale ciasta mam na razie w formie papierowego przepisu .
No i małe przemeblowanie domu będzie konieczne. No i najlepiej jakby się znalazły gdzieś ze dwie ręce do pomocy i bystra głowa. Nie wiecie kto mógłby pożyczyć??? Obiecuję ,ze oddam w stanie dobrym.

sobota, 1 maja 2010

Pierwsza majowa sobota. Pobudka z samego rana. H. krzykiem dośnym jak syrena alarmowa postawila dom na nogi. Wiadomo małe dziecko równa się mało snu. W tym przypadku to znaczy mało czasu na wszystko inne , a także niekończące się wielopłaszczyznowe kłopoty natury emocjonalno-motywacyjno-edukacyjno-zyciowej. Ale nie tracmy wiary.
Pakuję torbę i ruszamy na łono..Oczywiście będzie padać, ale w ogóle mnie to nie rusza.
Posiedzę sobie na tarasie, poodycham rezerwatem, poprzytulam się do drzew, może się uda nawet jakis spacer ? Taki mam plan na dziś.
Póki co zaparzę kawę, doczytam interpretację rysunków małego dziecka Chermet-Carroy, potem zacznę wprowadzac w zycie kolejne wskazówki Faber&Mazlish. A pole do popisu mam ooooogromne.
Czekam jeszcze na Moją Drogą A. i" Leśne głupki", to będzie nasza nowa lektura. No tak , wszystko się kręci wokół jednego..

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Jasno, ciepło , cicho...
Jestem w domu sama, jeszcze przez krotką chwilę..
Zamykam oczy i wsłuchuję się w bicie serca,
Czuję własny puls, oddycham..
Nie spieszę się.
Przez głowę przebiega stado myśli, rozmaitych.
Nieważne.
Nie zatrzymuję ich, niech pędzą..
Oddycham.
Jest mi dobrze.

Odżywam.

Dlaczego tak rzadko?

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Poniedziałek. Szósta rano.
Niestety trzeba wstac.
Zwlekam członki i z trudem witam nowy dzien.
Smak owsianki z kurkumą i imbirem przywraca mnie do zycia.
A nimesil stawia do pionu moj kręgosłup.
Obserwuję przez moment swiat za oknem.Przebłyski słońca..cichy świt...
Teraz szybkie pozbieranie dzieciarni. Zapakowanie do samochodu tornistrów,
worków pełnych ubrań na zmianę. I, co najwazniejsze ,drewnianej
łyżeczki, która dziś jest gadzetem niezbędnym wręcz i jakakolwiek egzystencja
bez niej w przedszkolu, wydaje się niemozliwa.
Pozostaje jeszcze droga , podczas ktorej rodzi się wiele pytań w małych i większych głowkach.
Gdy docieram do fabryki wydaje mi sie, ze za mną juz conajmniej połowa dnia.
Dobrze, ze w pracy dziś spokojnie...
Zbiorę siły na popołudnie.
Zapowiada się długi dzien...
Ciekawe co mnie dziś jeszcze spotka?

piątek, 16 kwietnia 2010

Siódmy dzień...
Dziś wcale nie jest łatwiej, jeszcze nie..
Długo nie...

Gdy odchodzili moi bliscy miałam żal do swiata,ze sie nie zatrzymał,
ze nie zamarł, ze sie nie skończył.Bo przecież moje życie się kończyło.
Teraz już wiem,że to co wtedy było przekleństwem,
okazało się największym błogosławieństwem.
Świat idzie dalej i wymaga od ciebie tego samego.
I choć boli,powoli dajesz sie ponieść życiu...

sobota, 3 kwietnia 2010

Na nadchodzące Święta życzę Wszystkim
spokoju , radości, pogody ducha
a nade wszystko miłości i spełnienia...

piątek, 2 kwietnia 2010

Od kilku dni spadek.
Leci po całości.
Trudny czas.

Do niedawna tak nie było.
A teraz huśtawka...

piątek, 26 marca 2010

Wreszcie nadszedł ten czas, byłyśmy z H. u logopedy. Nie zeby to była pierwsza w życiu wizyta u specjalisty, co to takie rzeczy umie z językiem wyczyniać,ze ja wysiadam ...Ale pierwsza, zakończona konkretnym planem terapii.
Co tu dużo mówic, aparat artykulacyjny kuleje. To zapewne po ojcu. Nie żeby miał on jakąś wadę wymowy, broń Boże, no ale zawsze ktoś musi byc winien, więc ustaliłam ,że tym razem, ON.. Natomiast , zasób słownikowy mowy czynnej , biernej i cała reszta, nad wyraz rozwnięta. To zapewne po matce. Sukces niewątpliwie ma moje oczy i jak nic pachnie Kenzo.No ale..
Wizyta przebiegała burzliwie.
H. nie jest łatwa w obejściu, wszyscy to już wiedzą, z logopedą włącznie. On mocno zaprzyjazniony człowiek jest. Widział ją nie raz i nie dwa w akcji..Gotowy był na wszystko, zwłaszcza,ze to kobieta i z tych bardziej odważnych..
Po obejrzeniu i przerobieniu, wyrobieniu i odnowieniu prawidłowej pracy języka i innych jemu towarzyszących...opuściłysmy gabinet ,który niewatpliwie wymagał teraz działań naprawczych..
Zasobne w plan działania, spis i opis ćwiczen usprawniających wrociłysmy do domu, by chwycic byka za rogi.
Ha, mija juz kolejny dzień korridy. Nie chcę , nie będę, nie zrobię..i w kółko.
Jak tu wytłumaczyc się logopedzie z tego na następnej wizycie?
Moze jakis plan pomocy dla Matki?

wtorek, 23 marca 2010

Osz, czy tylko mi zdarzają się takie nieprawdopodobne wpadki???
Dwa posty w tym samym czasie , w dodatku wyświetla się nie ten , co potrzeba..
Niedomoga sprawcy? Czy złosliwość przedmiotów martwych??
Późne popołudnie. Zza okna dochodzi hałas lecącego samolotu.
H. mówi do brata- nie boję się samolotów..
On- nikt się nie boi...
H- jesteś pewien??


No właśnie, jesteś pewien ???
Nie lubię samolotów, nie lubię latać, nie lubię odrywać się od ziemi.
Nawet jak bujam w obłokach, to gdzies choć jedną myślą przywiazana jest do konkretu, choć jedną komórką, jednym zwojem.
I jak się to ma do odwiecznego marzenia człowieka o szybowaniu w przestworzach???
I nie jest to zaden syndrom czy zespół psychiatryczny. Moze jedynie wina propriorecepcji..

Choć z drugiej strony, podobno nie ma ludzi zdrowych, a jedynie niezdiagnozowani- jak mawiają niektorzy psychiatrzy..

niedziela, 21 marca 2010

Wczesny ranek. Popijam kawę i patrzę na ślady wiosny za oknem.
Zmuszona przez Małą do wstania skoro świt, miałam okazję obejrzeć
pierwszowiosenny wschód słońca. Gdyby nie dzieci i ich pasja życia,
nie wiem czy bym kiedykolwiek zmobilizowała się, by otworzyć oczy..

Sprana , wyblakła, mokra jeszcze trawa wystawia się do pierwszych
promieni. Widać,ze ma dość bliskiej zażyłości z panem śniegiem.
Bazie na wierzbie obudziły się już kilka dni temu, robią się coraz
bardziej odważne. No i moje kochane tulipany , w większości pamiątka z bazaru wodnego w Amsterdamie, idą w górę..
Ziemia odżywa, w gotowości czeka ...Już czuć w powietrzu ten zapach..
zapach odrodzenia, młodości, nowości i ..optymizmu

wtorek, 16 marca 2010

Od rana imprezuję, he, he...
Wszyscy wkoło mili, same dobre słowa.
Kwiaty w kolorach lata, usmiechy, całusy , uściski..
Prezenty takze sa, a jakze! Takie, jakie lubię najbardziej. Cos do czytania.
Coś do słuchania. A najpiękniejszy- słońce pomarańczowe
na tle niebieskiego nieba!! Na kartce i za oknem.!!!
Jak na zamówienie.Niektorzy mają fory na górze..co?

I na dodatek mam namacalny dowód na to,ze moja córka
jest moją córką. A mianowicie, zjada najpierw czekoladę
z ptasiego mleczka a dopiero potem środek. Zupełnie jak ja.

I jak tu nie być szczęśliwą???

poniedziałek, 15 marca 2010

Kolejny poniedziałek.Kolejny przybliżający mnie do kolejnej wiosny, a potem do lata i jesieni , wreszcie do konca swiata.Do końca MOJEGO świata, bo wiadomo,że innego nie będzie. Ale w ogóle nie o tym chciałam, choć to przeciez ważne.
H. w dalszym ciągu chora. A może jest nawet na początku tego ciągu, bo mam wrażenie,ze bardziej kaszle i kicha. Wilk nie przyswoił sobie naszych dolegliwosci , niestety. Mimo,ze przecież wysłałyśmy mu te cuda nie widy.
Ja zaprzęgnięta w codzienny kierat. W zasadzie juz wczoraj się zaprzęgłam. Kilka uroczych godzin spędzonych przy desce, zaowocowało nie tylko stertą wyprasowanej odziezy, ale i smutnymi przemyśleniami.I to nawet nie pseudofilozoficznymi , tylko takimi no, zwykłymi.
Powinnam się okreslić, ustalić priorytety, pominąć to, na co nie mam wpływu, czyli mówiąc brzydko olać, nauczyć się pewne rzeczy puszczać mimo uszu. A żeby mieć siłę na to wszystko, muszę siebie wzmocnić, ze wszystkich stron..Ot, taki przednówkowy preliminarz.

A na razie marzy mi się jakiś wyskok kulturalny. Podobno w ubiegłym tygodniu był koncert Mariusza Lubomskiego. I podobno niezwykły był,i jakoś wcale nie wątpię. Gdybym wiedziała o tym..ehh
Może znajdę coś ciekawego jeszcze i nie będzie to Klub Hipochondrykow 2, choc tez bym się pewnie uśmiała.
Oj, coś dzis pomarudzam za bardzo, oddalę się więc do zadań specjalnych, spraw najwyższej rangi, czyli azymut- kuchnia.
Jutro spodziewam się,ze będzie lepiej a zapewne przyjemniej . W końcu imieniny obchodzi się raz w roku!!!

piątek, 12 marca 2010

Na gorąco, na bieżąco.. dziecko śpi, więc mogę.

-Moja kochana H. co my zrobimy
z tym okropnym katarem i kaszlem????
-Poślemy do stlasnego wilka, mamusiu...

Genialne!!! Tak zróbmy!!! Poślijmy mu katar ,
kaszel i kilka jeszcze innych "gadżetów".
Niech ma!!
Jak to dobrze czasami dziecka posłuchać.

A we wszelkich innych sprawach to się dziś
nie poskładam, nie wyprostuję, nie odbiję.Wiem to.
Trudno...
No tak , długo się nie nacieszyłam zdrowiem własnej rodzinki.
H. chora, nie wiadomo na co. Siedzimy , leżymy, czekamy. Zapewne się rozwinie,
choc może urwie łeb hydrze i zwalczy sama??? Zdarza się to moim dzieciakom czasami , serio..

Wykończona psychicznie wczorajszym dniem jeszcze nie zdążyłam złapac oddechu.
Próbuję porządkować emocje. Próbuję się poskładać.
Najlepiej więc złapać się za sprzątanie, gotowanie, prasowanie i inne tego typu aktywnosci.
Zwykle mi to pomaga. A w przerwie kawa i mocno czarna czekolada. No to taki ambitny plan na dziś. O ile dziecko pozwoli, oczywiście..

środa, 10 marca 2010

Jaka jestem?
Opowiem Wam o tym.
Znów skryję się za myślami innych...


Ulepiły mnie zdolne anioły,
jeden smutny, a drugi wesoły,
i dlatego pośród łez się śmieję,
a wśród śmiechu największego-smutnieję.

Poprawiały mnie anioły stare,
jeden chętnie ,a drugi za karę,
jeden dążył do doskonałości,
drugi prawił drobne złośliwości.

I dlatego myląc się i błądząc,
zmierzam przecie do doskonałości,
a w rozmowę słodką zbyt, jak sądzę,
lubię wpuścic kroplę złośliwości.

Zaś wracając do moich narodzin
to z niewielką,szarą smutku chmurką
dobry Pan Bóg tamtędy przechodził
i powiedział:-Na ziemię fruń, córko...

Załamały anioły ramiona,
w łez perlistych tonęły powodzi:
-Szefie, ona jeszcze nie skończona.
Dobry Pan Bóg odparł- I o to chodzi.

-Szefie, ona aktorsko chce śpiewać.
- Będzie, będzie-szept Boży ich dobiegł-
lecz tu, w niebie, kształcić jej nie trzeba,
niech na ziemi sama znajdzie to w sobie.

Lecz nim znikł za mgiełką powolutku,
dobry Pan Bóg jeszcze mnie przywołał
i darował małą chmurkę smutku,
chmurkę, którą zawsze mam u czoła.

I z tą chmurką me człowiecze błędy
zwalczam tu na ziemi z brwią zmarszczoną,
aż zostanę aniołem i będę
lepić innych, jak mnie ulepiono.

Będę glinę kapryśnie potrącać,
lepiąc innych...ot tak...nie do końca...
W. Młynarski



Skąd On o mnie tyle wiedział??? Że złośliwa, że z chmurką na czole, i że śpiewać lubi?

Nie mam zielonego, wiosennego pojęcia.

poniedziałek, 8 marca 2010

U Coelho znalazłam taki cytat:
"Jesteśmy naszymi myślami.Wszystko, czym jesteśmy,pochodzi z naszych myśli.Budujemy i niszczymy świat poprzez nasze myśli.Myśli chodzą za nami jak wóz, który ciągną woły.Jesteśmy naszymi myślami.
Twoja wyobraźnia może uczynić ci większą krzywdę niż najgorszy wróg.Ale kiedy nauczysz się kontrolować swoje myśli, nikt nie będzie mógł ci bardziej pomóc niż one-nawet twoja matka i ojciec."
Nic dodać nic ująć.
Nawiązując do dzisiejszego święta, życzę wszystkim takich myśli , które pomagają żyć.

piątek, 5 marca 2010

No dobra. Nie jest źle.
Dzisiaj wypchnęło wczoraj.
Słowo daję, widziałam słonce!
Ruszyłam do przodu...
Na chwilę starczy.
Na jak długą chwilę?
Okaże się niebawem.

Najważniejsze,żeby ludzie byli blisko.

czwartek, 4 marca 2010

Od rana walczę...
Z bólem głowy, z własną niemocą, niedociągnięciami swojego ciała.
Z wymaganiami życia, oczekiwaniami, wewnętrzną krytyką .
Taki dzień? I niby słoneczny , radosny.I niby chce się żyć,
Teoretycznie.
Próbuję pracować, piszę, poczytuję artykuł o dojrzałości.
Zdecydowanie jestem na drodze do ...
Chociaż czasami wpadam do rowu.
Bywam dojrzała.
Doskonałość w tej materii to utopia.
Całe szczęście ,że nie tylko ja tak myślę.
Może nie jest ze mną tak źle?
Tylko ten ból głowy...

poniedziałek, 1 marca 2010

Z ostatniej chwili.
Dialogi .
H. przeglada ksiązkę .
Pytam .
-Córko, co czytasz?
-ksiąśke , mamusiu.
-jaką ksiązkę czytasz?
-o zasadach.
Zabrzmiało tylez ciekawie co zaskakująco.
Drążę.
-o jakich zasadach?
- o takich jak być eleganćką.
????????????
Dziecko widząc bezmiar zdziwienia
w moich oczach
kontynuuje swą wypowiedz.
-zieby być eleganćką tsieba sie wystloić, mamusiu.
Nie wieś????

Ba! I co tu odpowiedziec trzylatce , która zdecydowanie
lepiej zna się na zyciu eleganckich kobiet
niż jej rodzona Matka.
I po kim Ona taka...?

piątek, 26 lutego 2010

Migawka z wczoraj.

Rano.Siedzimy przy stole, jemy sniadanie.
Poczytuję
ksiązkę
o asertywnym odmawianiu.
H. przegląda swoją ksiązeczkę o zwierzątkach.
-H. podziel słowo Zy-ra-fa na sylabki- proszę.
Poprzedniego dnia w taki sposob się bawiłysmy
oglądając obrazki.
Na co H stanowczym tonem odpowiada -NIE.
Mąż wskazując moją lekturę pyta-czytasz jej na głos tę ksiązkę ?
Nie rób tego , proszę cię, nie damy rady jak
tak dalej asertywnie będzie odmawiac.

Rozśmieszył mnie.Taki dobry początek dnia.

Reszta była mniej zabawna.Zwłaszcza sama końcówka.
Wróciłam do domu z gorączką i dreszczami oraz potwornym bólem brzucha.
Dzis lezę, głodówka, herabta z imbirem.Sen.
W przerwach gazeta, ksiązka, laptop.
Nie ma tego złego....

wtorek, 23 lutego 2010

Polubić siebie. Lubić. Moze nawet pokochać.
To stan idealny , rzecz jasna.
Doszłam na razie do etapu akceptacji.
Dlaczego to takie ważne???
Lubię siebie , więc myślę o sobie ,ze jestem ok.
Jak myslę,ze jestem ok to daję sobie prawo,zeby popełniac
błędy. Mogę byc ludzka , nie perfekcyjna.
Perfekcjonizm zabija wszystko i wszystkich dookoła.
Nie ma litości. Każe ci iść ciągle pod górę, choc wiesz, ze
nie potrzebujesz, nie chcesz, nie musisz..
Po drodze gubisz miłowanie, przyjaznienie, radowanie.
W zamian dostajesz wredny smak niespełnienia.
Na ogół.
Gubisz swoje życie.
Nie chcę tak , więc próbuję przejsc o krok dalej... polubic siebie.
Próbuję...

piątek, 19 lutego 2010

Dziś ratuje mnie Młynarski.

[..]
Więc gdy masz pan z życiem kram,
taką panu radę dam.
Gnaj do ludzi, tylko tam
pańska meta.
Gnaj pan do nich jeszcze dziś
i poświęcaj każdą myśl.
Czyś pan szofer,panie, czyś
pan poeta.
[..]

czwartek, 18 lutego 2010

To nagłe było
jak
trzęsienie ziemi.
Wywrociło do góry nogami
wszystko ...
Odszedł gdzieś spokój,
pewnosc
Pozostał strach co wysysa
kazdą energię, siłę , chęc...
Boli wszystko , kazde miejsce
Boli zycie..
Czy będę mogła jeszcze
popatrzec kiedys
w te oczy bez cienia lęku
tak zwyczajnie?

Czy będę mogła kiedys jeszcze?

sobota, 13 lutego 2010

Wszystko co dobre..diabli wzięli , jak zwykle.

Od wczoraj juz zaczęłam podtrzymywac na nowo ognisko domowe.
Wyprałam zaległosci odzieżowe, wyrzuciłam co się dało,
resztę upchnęłam w kąt.
Odprawiłam nawet rytualne modły na deską.
Jakies trzy godziny bezpowrotnie straconego czasu.
Wyprasowałam chyba wszystko,
łącznie ze zwojami mózgowymi.
Obawiam się,że
na skutki długo nie trzeba będzie czekać.

Dziś rozwinę się kulinarnie.
Najlepiej jakby tego rozwinięcia starczyło na cały tydzien.
I żeby było dobre ,zdrowe i ładnie podane.
Bo ponoc do serca to tylko przez oko.

Dlatego jeszcze rzucę nim krótko na fizjonomię
i juz ..i juz będę zupełna.
I będę czekać na swoje
szczęścia...

czwartek, 11 lutego 2010

A niech to szlag! Mówili , przepowiadali, ostrzegali.
Myslałam,ze kręcą, jak zwykle.
Ale prawda jest widoczna gołym okiem,
niestety- jest biała i wiruje za oknem.


Uzupełniłam braki w spizarni.
Starczy na jakies dwa do trzech miesięcy.
Zrobiłam zapas kawy.
Na dzis mam pączki , no bo czwartek, choc u mnie kazdy
dzien to prawie jak czwartek.
Do tego swieza prasa kobieca.
Pogapię się z zazdroscią na kobiety ,
ktore nie jedzą pączków i mieszkają tam ,
gdzie zawsze swieci słonce.
A niech tam!
Posłucham , pogadam ,pobędę razem.
Nigdzie się nie wybieram, nie ruszę z kopyta.Nie dzis..
Nie chce mi się, a nawet jakbym zmieniła zdanie
to i tak nie dam rady,
bo prawda zasypie wszystko..

środa, 10 lutego 2010

Ktos kiedys powiedział,ze byt okresla swiadomosc. Dawno to bylo i tego ktosia juz nie ma , chociaz cholera wie, on z tych, co to wiecznie zywi..Ale nie o tym chciałam , do rzeczy więc. Moją swiadomosc okreslają dzieci , bez wątpienia.Czasami myslę,ze to chore jest. Ta wszechobecna troska o nie.To myslenie na kazdym kroku. I tak na ten przykład wchodzę do sklepu z ciuchami , pierwsze co robię to lecę do dziecięcych, bo moze cos fajnego zakupię , jakąs super ekstra niepotrzebną bluzeczkę w fantastycznym kolorze bądz kolejną, nikomu niepotrzebną, pięcdziesiątą bluzę polarową.To samo jest oczywiscie we wszystkich innych przybytkach tego typu, ze nie wspomnę o aptece, tam tez przerzucam w głowie kalejdoskop niezbędnych dziecięcych medykamentow, czy aby na pewno wszystko jest...Ciekawe czy mija to z wiekiem a moze jest coraz gorzej bo i wymagania większe?Obawiam się,ze bez pomocy profesjonalisty moze się nie obyc he, he...
Nawet jak siadam do kompa z zamiarem napisania czegokolwiek, to w pierwszej chwili przychodzą mi do głowy wydarzenia , skojarzenia , przemyslenia związane własnie z dziecmi.Na razie puszczam ten strumien jak leci. Moze kiedys się to zmieni i więcej miejsca zrobię pozadziecięcej stronie życia. Moze...Poki co , widzę,ze mieszają mi się w głowie moje mysli z cudzymi , juz sama nie wiem, ktore jest czyje .Za duzo się ostatnio dzieje.Za duzo tresci , za mało oddechu.Ale z doswiadczenia wiem ,ze na wszystko przyjdzie czas...

wtorek, 9 lutego 2010

Od rana ratuję się kawą, kolejną juz dzis.Nocne zycie daje mi w kosc, ale co zrobic ,ze dopiero kiedy H połozy się spac , mogę poczytac, pobuszowac w necie, obejrzec cos nie cos.Mogę zrobic cos dla siebie albo nie robic nic. W końcu mam urlop,zasłużony.
Długo żywiłam nadzieję,ze jak dzidzia podrosnie będę miala więcej czasu na życie , ze będzie mniej "wymagalna".Nic z tego, nie u nas.Zresztą u nas wszystko jest na odwrót. Tłumaczyłam swego czasu , całkiem niedawno ,mojemu starszemu synowi ,co by uczył się systematycznie. Opowiadałam jak działa mózg, jakie procesy w nim zachodzą , co to jest pamięc , taka super ekstra pedagogiczna wstawka. K. słuchał, słuchał w koncu powiedział- mamo, moze i tak działa mózg, ale... ( tu zawiesił dramatycznie głos).. nie mój. Koniec piesni. Kropka.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Jeszcze się dobrze drzwi za nimi nie zamknęły, jeszcze czuc w powietrzu zapach wody toaletowej pomieszany z zapachem kurzu narciarskiego ekwipunku, a juz tęsknię...Hmm tak się cieszyłam ,ze odpocznę od nich, poleniuchuję, będę lezec do gory pępem (nie licząc tych chwil , kiedy to pozajmuję sięH.)A tu co ???? Ech , siła przywiązania , moze nawet cos więcej, a nawet na pewno...Dlatego zacytuję fragmencik z Brymasa..

Bieda
Nawet miła,
Byle ktos masował skronie,
Nie da
Człowiek jej się,
Kiedy czyjes czuje dłonie.
Sprzedam
Chyba wszystko,
Proszę pana,oprócz siebie.
Heban,
Kiedy myslę
O postawie , nie o drzewie.

piątek, 5 lutego 2010

słuchaj zimo,drogi sniegiem scielisz
w białą pościel przeobrazasz czas
smutku jednak nigdy nie wybielisz
czerni,która tak bolała nas
czerni ,która tak bolała nas
G.Kolasiński

piątek, 22 stycznia 2010

Dzis w przedszkolu Dzien Babci i Dziadka.Pierwszy raz...
Mimo siarczystego mrozu za oknem , było ciepło , miło i wzruszająco.
Dziadkowie dopisali, Babcie tez, te prawdziwe i lekko" przyszywane".
Był gwar , smiech , śpiew i zapach ciasta a nawet tan z wnukami
swoimi i cudzymi.
Nie było tylko jednej Babci- Mojej Mamy, ktorej nie ma juz a przeciez...jest.
Codziennie , dzien za dniem, czuję Jej obecnosc i doswiadczam
opieki nad moimi dziecmi.A Ona zyje w naszych wspomnieniach.
I choc nikt Jej dzis nie widział, to wiem ,ze była tam z nami i była dumna
ze swojej małej artystki -H.

środa, 13 stycznia 2010

Związki przyczynowo- skutkowe.
-Mamusiu, jestem chola, , nie moge jeśc tej ziupki co ty.
Tymi słowami przywitała mnie H. wieczorem, po moim powrocie z pracy.
-Ojej, a co ci jest H.?
-Mam biegunke...(zrobiła minę zbitego psa)
-H. powiedz mi a od czego masz tę biegunkę?-pytam niesmiało.
-Jak to, nie wieś mamusiu? Biegunka jest od biegania.

piątek, 8 stycznia 2010

Z wczoraj.
H.wymysliła swoją własną, pierwszą piosenkę.Leci tak:
"Alku, dlogi Alku
mocno psitul mnie
jeśt juś baldzio ciemno
a ja boje sie."
No, no...A zapomniałabym, melodia dowolna:)

czwartek, 7 stycznia 2010

Dzisiejszy dzien nie zaczął się fajnie. H. wstała a i owszem bez większego problemu ale nie chciała się ubrac.Miała tysiące spraw nie cierpiących zwłoki.Jazda była niezła, ja na tzw. ostatnich nerwach.Ale w koncu udało się nam zapakowac do samochodu, i to nie w pizamie , bynajmniej, ale, jak Pan Bóg przykazał, w pełnym rynsztunku.Moja radosc nie trwała długo.W przedszkolu okazało się,ze nie ma "naszej" pani. Jest inna , ktora jak się zorientowałam , nie budzi zaufania u mojego dziecka.Był więc płacz, szloch , krzyk no i cały asortyment zachowan ucieczkowych. Zostawiłam swoje dziecko w rozpaczy i sama w jeszcze większej rozpaczy wyszłam z przedszkola.I teraz mam wyrzuty sumienia ,ze ją zostawiłam, ze jestem wyrodną matką.Zaskoczyła mnie dzis swoją postawą , przeciez na ogół lubi chodzic do przedszkola. Ale jak widac nie lubi zmian i po prostu sobie z nimi jeszcze nie radzi.Mam nadzieję,ze się jednak szybciej uspokoiła niz ja , jej wyrodna matka.

środa, 6 stycznia 2010

Minęły swieta.Był czas bliskich spotkan, uwaznosci, dobroci dla siebie i innych.Teraz trzeba wrocic do rzeczywistosci.Takie powroty są dla mnie zawsze trudne, bo tempo, stres bo to i owo.Widze,ze dla dzieci to tez jest wyzwanie. Obowiązki,wymagania i nasze oczekiwania, czasem moze zbyt duze by sprostac , tak bez bolu , tak po prostu...Ten miniony czas sprowokował wiele pytan.Kłębią się w głowie. Więc powoli będę szukac odpowiedzi na to , na co da się ją znalezc.
Jakies plany , wyzwania,zmiany , na to wszystko będzie czas własnie teraz , u progu nowego roku.Wiem,wierzę,ze to będzie niezwykły, niepowtarzalny i wyjątkowy rok.Postaram się go nie zmarnowac...