środa, 23 czerwca 2010

Miniony weekend był absolutnie krakowski.
Trzy dni w tym dziwnym , specyficznym, nieodgadnionym mieście,
które darzę miłoscią młodzieńczą.
Trzy dni bez pospiesznych myśli, natrętnych telefonów, niezałatwionych spraw.
Trzy dni i dwie noce, w tym noc teatrów.
Lekko, relaksująco, błogo.
Trzy dni..
Nie chcę nic więcej.

piątek, 11 czerwca 2010

Uff, upał jak smoła tyle, że innego koloru.
W taki dzień, nie pozostaje nic innego, jak
rozłożyć w cieniu swe doskonałe ciało,
( he, he,wybaczcie ten żart, w koncu jest gorąc),
złapac dzban wody z mietą i wlepić wzrok
w coś ,co nie poruszy zbytnio mych zwojów mózgowych.
Mam , znalazłam , czytam.
Książka idealna na taki dzień jak dziś.
Ona- kobieta kontynentalna.
On-rzutki Amerykanin, skąd?
No jak to skąd, z miejsca gdzie
zawsze swieci słońce, a domy kosztują
miliony dolarów, czyli z Los Angeles.
Spotykają się w Londynie i...trach , bum, bach!
Dopadało ich! Czy miłość, czy chemia li tylko?
Oni maja przeświadczenie,ze to na cale życie.
Nie ma co czytac dalej, wiadomo,że się nie uda.
Taki banał do sześcianu.

Przeczytałam jednak do końca , nie lubię
zostawiać książek w połowie, jakie by one nie były.
I uświadomiłam sobie właśnie ,że znam taką parę.
Historia podobna, nadzwyczaj. I równie nieudana.
Taki duszny romans, tyle, że w realnym zyciu.
Ciekawe co by było gdyby...

No tak , czas sjesty dobiegł końca.
Trzeba zamknąc szufladkę ze wspomnieniami,
zebrać ciało z tarasu, wrzucić drugi bieg.
Upał nie upał, obowiązki wzywają.
Wszystko wraca na swoje miejsce.
Książka też.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

H. miała pójść po chorobie do przedszkola, K. miał dziś rano wyjechac na wycieczkę klasową na Mazury.
Rankiem zbudził nas zbolały głos naszego pierwowrodnego- mamo, tato , boli..
Potem już poszło błyskawicznie. Brzuch, głowa, chlust. Z niego rwało zdrowo a w mojej
głowie mysli obijały się jedna o drugą..Co robić? Wiadomo, teraz nie pojedzie, ale może
wieczorem B. zawiózłby go do tego Olsztyna?? Łudziłam się jeszcze, ale nie za długo.
Wszystkie plany wzięły w łeb.

Niby wiem - dziecko równa się brak jakiejkolwiek przewidywalności.
No własnie, niby..
I daję się tak zaskoczyć i złapać w pułapkę.
Ale czy mozna
żyć w ciągłym napięciu ,ze coś się stanie i miec w zanadrzu plan B czy nawet C?

No to tyle chciałam rzec o planowaniu w to słoneczne, poniedziałkowe popołudnie...

piątek, 4 czerwca 2010

Przyszedł czerwiec.
A z nim katar, kaszel i gorączka.
Jednym słowem -chorujemy.

A tak pięknie miało być...