wtorek, 28 grudnia 2010

W tym roku musiałam być bardzo grzeczna. Chyba dlatego Mikołaj przyniósł mi wiele prezentów.
Głównie płyty i książki. Jedna z nich jest szczególna, przeniosła mnie bowiem w czasie.Obeszło się bez psychoterapii, hipnozy, wystarczyły "Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci".
I tak przypomiałam sobie czasy mojego dzieciństwa. Głównie szkołę podstawową wraz z granatowym fartuszkiem i tarczą przyszytą do rękawa, z apelem szkolnym ciągnącym się niemiłosiernie,skajowym tornistrem pełnym brudno-bladoniebieskich zeszytów beznadziejnej jakości.Pamiętam jak marzyłam o kolorowym piórniku chińskim. Moje marzenia się spełniły i Mikołaj na gwiazdkę przyniósł mi nawet dwa, ale musiłam być grzeczna!!( zupełnie jak dziś).Pamiętam pachnące białe gumki do ścierania z naklejką na środku, wyrób prawdziwie chiński. Brat jednej z moich koleżanek zjadł taką gumkę, kiedy ją po raz pierwszy zobaczył.Przypomniałam sobie zmorę przemysłu obuwniczego, czyli juniorki, niewygodne , twarde buty niezwykłej urody. Nosiła je cała szkoła. Pamiętam jak na przerwie biegało się do pobliskiego sklepu Społem i kupowało ćwiartkę chleba oraz oranżdkę w proszku, to taka prekursorka Zozoli- musujących cukierków.
Wiele tych i innych wspomnień ożyło podczas lektury "Zielonych pomarańczy". Cieszę się,że ktoś wpadł na pomysł, by utrwalić tamten swiat widziany oczami dziecka, swiat trudny, bury, szary ale nie pozbawiony swoistego uroku. Gdy czytam i opowiadam o czasach swojego dzieciństwa , mój syn otwiera oczy ze zdumienia i nie do końca rozumie, co do niego mówię a przecież to nie są czasy prehistoryczne. A może się mylę? Widocznie dla niego są..
Dobrze,że świat się zmienił, choć myślę,że nie tak bardzo jakby sie mogło wydawać, ale smak zielonych pomarańczy, czy ( jak dla mnie) bananów, zostanie zawsze wzruszającym wpomnieniem..


A.Górnicka-Boratyńska "Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci"

5 komentarzy:

  1. Moja droga B.,

    święte słowa: "świat trudny, bury, ale nie pozbawiony swojego uroku".... Od razu przypomniałam mi się oranżada w proszku i taka z torebki, niedaleko mojej szkoły była rozlewnia oranżady... Ach... Rozpętałaś moje wspomnienia.... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Droga A:)
    A pamiętasz warszawski Hortex a w nim galaretkę z owocami i deser Melba?Ilekroć bywałam z rodzicami na zakupach , nasza marszruta tam się zwykle kończyła.
    Ciekawa jestem co zbierałaś? Donaldy z Pewexu? Puszki po zagranicznych napojach? Znaczki , pocztówki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypomnialas mi dziecinstwo, musze przeczytac te ksiazke :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Beatto:)
    Łykniesz ją jednym chaustem.Warto.
    Ściskam noworocznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ;) szczęściara! ;)

    Grzeczność się opłaca ;D

    OdpowiedzUsuń